Kiedyś powiedziałam, że nigdy nie będę nosić sukienek maxi, ale się myliłam. Kiedyś przefarbowałam włosy na ciemny i stwierdziłam że nigdy nie wrócę do blondu, zajęło mi pół roku kombinowania z pasemkami żeby stać się blondynką. To mnie nauczyło, żeby używać słowa nigdy w bardzo oszczędny sposób, albo jeśli już go używam, mówię raczej o przeszłości, np.: nigdy tego jeszcze nie robiłam, albo do tej pory tego nie jadłam.
Tak więc sukienki maxi stały się must have u mnie. Zwykle jednak wybieram taką samą. Z długim rękawem, wyraźnie zaznaczoną talią i pokaźnym dekoltem. Teraz znalazłam, sukienkę na ramiączkach w bieliźnianym cielistym kolorze, w fasonie balonu. Zamówiłam ja na stronie Nasty Gal, a ponieważ pierwszy raz zamawiałam coś z tej firmy, nie wiedziałam czego się spodziewać. Ale jakość mnie zaskoczyła. Sukienka ma podszewkę z szyfonu, pięknie się układa i jest dość ciężka, więc jej nie podwieje. Jest dość długa, a ja mam 183, więc pasuje idealnie (nie ma wody w piwnicy), być może będzie wymagać poprawek krawieckich.
Zestawiłam ją z czarnymi kowbojkami, małą torebką vintage Versace Jeans i skórzaną czarną kurtką.
A taki był efekt końcowy:
Comments