Nie wiem ile już razy oddawałam ubrania. Nie sprzedaję, bo po pierwsze jest z tym trochę za dużo z tym zachodu. Trzeba zrobić zdjęcia i wstawić na jakąś stronę. A potem albo nie ma zainteresowania, albo ogłoszenie przyciąga tzw. timewasters (dosłownie tracicieli czasu). Bo produkt jest wystawiony za 20 złotych, a ktoś pyta o rabacik. Albo odpowiadasz na 30 pytań dotyczących fasonu i stopnia zużycia. Ale jeśli masz czas, to proszę bardzo. Ja jednak jestem zwolennikiem wyboru tych zajęć, które sprawiają mi przyjemność. Resztę, czyli takie których nie lubię, albo ograniczam, albo nie robię ich wcale (Psst).
Za każdym razem kiedy pakuję ubrania w czarne worki, po czym wysyłam męża z misją oddania ich (tak, to też outsourcuje), to zastanawiam się po co tyle ich kupiłam. Nie mówię tu o na przykład białych koszulkach, które bez względu na markę, chyba miałam już wszystkie, w końcu stają szare. Mówię także o sukienkach, które założyłam dwa razy albo o bluzkach, które po prostu z niczym nie idą w parze.
Jakiś czas temu czytałam artykuł w the Stylist, darmowym magazynie mody z londyńskiego metra, który opisywał nową generację mody. Jeśli jednak myślisz o stylistkach-robotach, czy automatyzacji zakupów to się mylisz. Chodziło o digital fashion. Czyli o taką modę, która istnieje tylko w wirtualnym świecie. Sama autorka przyznała się, że dawniej kupowała rzeczy tylko do instagrama. A przez pandemię zaczęła kupować mniej.
Czy naprawdę jesteśmy aż tak płytcy, że dla kilku lajków kupujemy ubrania na jeden raz? I tylko po to żeby się pokazać? Kobiety z instagrama pisały o nowych ubraniach ze sklepu, po których wyraźnie czuć, że były noszone. Mówimy tu całkiem poważnie o zapoconych pachach i śladach makijażu Czy więc sklepy stały się wypożyczalniami, czy bardziej chodzi o obrót sklepu, niż o ich sprzedaż?
Digital fashion polega na doklejaniu w photoshopie ubrań projektantów w celu umieszczania na instagramie. Oczywiście pod ślicznym płaszczykiem ekologii i ocalenia planety. Koszt obrobionego zdjęcia waha się od 10 do 40 funtów a efekt nazwałabym zadowalającym. Mam jednak z tym problem. Bo jednak ubranie niby jest prawdziwe, może ktoś skusi się na kupno tylko dlatego, że zobaczył takie zdjęcie. Jest to promowanie kultury nieuczciwości i braku etyki. Może nawet traktowanie swoich followersów przedmiotowo: „bo ja nie kupuję ale chcę żebyś ty kupił”. Poza tym ubranie to nie tylko ładne zdjęcie dla obcych. To nasza przyjemność noszenia i oglądania się w lustrze.
Myślałam także, że oddaję dużo ubrań dlatego, że po prostu wszystkiego jest za dużo? Nowe marki powstają codziennie i także te dobrze znane tworzą coraz to nowe kolekcje. Ubrania to biznes, więc cały rok w sklepie to różne wydarzenia, wyprzedaże, sezonowe akcje i specjalne eventy. Nawet najbardziej obeznana w świecie mody stylistka nie zna wszystkich marek i twórców, tylko takie które są na jej radarze albo te u których kupuje. Więcej nie znaczy lepiej. Ja myślę, że taki nadmiar zabija kreatywność, np.: tak jak to jest z kockami Lego.
Kiedyś klocki lego to po prostu były zestawy różnorodnych klocków, które można było dowolnie zestawiać. A teraz to gotowe opakowania z przepisem na zabawę. Parę razy próbowałam składać samochody z moimi córkami, ale ta zabawa to tylko jeden raz. Potem jak zgubisz jakiś element to nie złożysz już go tak samo. Gdzie tu kreatywność?
Skąd przeciętna kobieta, która nie pracuje w modzie, ma wiedzieć w co się ubrać? Skąd ma mieć na to czas? Jeśli pracujesz na pełen etat, a może prowadzisz firmę, może mieszkasz w domu pełnym dzieci, to mało prawdopodobnie że masz czas na to żeby spędzać całe dnie na zakupach. Czy tych tradycyjnych, czy internetowych. Problem w tym, że wszystkiego jest po prostu za dużo. Zbyt duży wybór to też źle, a internetowa inspiracja niekoniecznie będzie pasowała do ciebie. A przecież lubisz wyglądać specjalnie nawet na codzień.
Nadmierne kupowanie to nie tylko sprawa szafy i miejsca w domu, to także sprawa naszych finansów. Ja uwielbiam zarządzać pieniędzmi swoimi, noszę przy sobie gotówkę i mam plan finansowy. Nawt jak zdarzy mi się jakiś nie do końca przewidziany zakup, wiem kiedy trzymam się budżetu. Na przykład nigdy nie zapożyczyłabym się na kupno jakiegoś ubrania tylko po to żeby się pokazać i komuś zaimponować. To są lata pracy, bo kiedyś kompletnie nie miałam o tym pojęcia.
Ubrania to także przestrzeń, którą moglibyśmy wypełnić zupełnie inaczej. I wcale nie myślę tu o pozybywaniu się ubrań i wstawianiu na te miejsce innego wypełniacza. Wszystko co posiadamy, zabiera nasz czas i przestrzeń. Im więcej mamy, tym więcej czasu musimy poświęcić na utrzymanie tych rzeczy w czystości i porządku. A ubrania, to pranie, prasowanie i składanie. Kiedy czasem oglądam garderoby influencerek to widzę jak bardzo dużo jest tam ubrań, tysiące jeśli nie więcej. Ale one mają pomoc i z całą pewnością nie zajmują się utrzymaniem ich zupełnie same.
A co się dzieje z ubraniami, których już nie potrzebujemy? Trafiaja na wysypiska śmieci i dosłownie zaśmiecają naszą planetę. Ale zauważyłam, że zaczęły się pojawiać różne rozwiązania, np: firmy dają vouchery za stare ubrania. Opcji jest dużo. Jeśli masz cierpliwość (ja nie bardzo). Więc wolę kupić mniej, ale bardziej pójść w stronę jakości.
W tym całym wirze zapominamy o jednym, że zakupy to nic złego. To nie ma być kolejny odhakowany element na liście. Niech będzie to przyjemność, bez względu na to czy odbywa się w internecie, czy podczas tradycyjnego chodzenia po sklepach. Odpowiedzią na to wszystko jest slow shopping, kupowanie wolniej i tego co potrzebujemy. A żeby wiedzieć, czego potrzebujemy, musimy spędzić trochę czasu oglądając siebie i swoje zwyczaje. Patrząc w których kolorach czujemy się dobrze i dopasowując ubrania do sylwetki a nie sylwetkę do ubrań. Może już czas najwyższy na shakowanie swojej garderoby?
#wardrobehacking #haker #garderoby #swiadomezakupy #holistycznamoda #holistyczne #podejsciedomody #slowshopping
Comments