top of page
  • Zdjęcie autoraPaulina Skorupa

Nowe, stare początki

Kiedy weszłam ostatnio na swoją stronę to złapałam się za głowę, czy to możliwe, że od mojego ostatniego wpisu z 2020 roku minął już prawie rok? Ale tak jest, jak w pewnym momencie przestajesz coś robić. Coś co do tej pory przychodziło ci zupełnie naturalnie: pisanie, czasem lepiej a czasem gorzej. Nagle przestałam, opuściła mnie wena. Chociaż nie jestem zwolennikiem pisania, kiedy wena się pojawi, wolę raczej pisać w wyznaczonym czasie, to jednak znalazłam się w punkcie, kiedy nagle wszystkiego stało się za dużo. Za dużo obowiązków, powinności i za dużo tego czego muszę. Czułam, że nie jestem w stanie sprostać kompletnie niczemu.


Od sierpnia tak minął mi czas do grudnia a ja dalej nie byłam w stanie nic z siebie wydusić. Chociaż chęci były, były także projekty, które zajmowały gros mojego czasu, nie wspominając już o pomysłach ministra edukacji, który uważał, że matki powinny przejąć także obowiązki szkolne. Idąc takim trybem, ciągle się ucząc, kompletnie się wypaliłam. Nie miałam już nic do dodania, tak bardzo potrzebowałam chwili spokoju. Ale paradoksalnie, kiedy zrobiłam krok do tyłu doceniłam pracę, którą zrobiłam, zastanowiłam się czego teraz potrzebuję i zrobiłam mały plan. Ale wiedziałam, że sama mogę nie dać rady, więc nieświadomie zapytałam Wszechświat o pomoc. Więc on się trochę natrudził i podesłał mi podpowiedzi, ale jako typowa oczytana (żeby nie powiedzieć wszechwiedząca) odpychałam te podpowiedzi.


Pierwszy raz zobaczyłam tą książkę na internecie, podczas skrolowania na facebooku, później pojawiła się w formie reklamy a następnie podczas mastermindu z moimi koleżankami. Kiedy to stało się oczywiste, że Droga Artysty Julii Cameron to książka którą muszę przerobić, nie czekałamani chwili. Przesunęłam tylko guzik kup teraz na Amazonie, kupiłam zeszyty i długopisy i zaplanowałam skrupulatnie najbliższe trzy miesiące. Głównym celem miało być przerobienie tej książki. Zabrałam się z całym zapałem do pracy. Przyznam, że nie było to łatwe, bo jednocześnie w pracy miałam dużo projektów a także szkołę z domu. Ale jednak wstawałam rano, żeby zapełnić trzy strony (morning pages) i organizowałam randki artystyczne (artist date) ze samą sobą. O ile to pierwsze przychodziło mi łatwiej, bo jak się okazało mam dużo do napisania. To tak z randkami szło mi trochę gorzej, może dlatego że miałam wobec siebie zbyt duże oczekiwania.


Chyba chciałam tworzyć dzieła na miarę Victora Hugo, albo conajmniej Alfonsa Muchy. Niestety moje dzieła wcale nie chciały przypominać niczego. Zarysy, które pisałam były denne, a rysunki malutkie, gdzie podział się mój normalny rozmach? Ja lubię rzeczy totalne, a tutaj rezultaty naprawdę były marne, ale nie poddałam się. Tak jak mówi Julia, artysta to dziecko i musi się bawić ażeby tworzyć, więc tworzyłam dalej. Sklejałam kolaże, przestawiałam meble w moim artystycznym kąciku. Wymyślałam różne rzeczy, jedne lepsze a inne gorsze. Przede wszystkim przestałam wstawiać sztukę (tak właśnie to nazywam) pomiędzy pranie i gotowanie. Tak sztuka w końcu dostała swój czas i swój porządek, bo jakkolwiek uwielbiam rozmach, lubię także porządek i ugruntowanie.


W czasie tego okresu artystycznego, który trwał trzy miesiące, doszłam do wniosku, że moja strona także potrzebuje nowej oprawy, że i ja potrzebuję nowej oprawy. Zaczełam szukać rzeczy dla siebie i chociaż boję się definiować, ten blog będzie trochę więcej niż tylko modą. Kiedy przyszedł mi do głowy ten pomysł wiedziałam, że już nie mogę dłużej czekać i zrobiłam kolejny plan, który za główny cel miał stworzenie ładnej strony internetowej a także rozwój na social mediach. Pojawiały się kolejne podpowiedzi, kurs social media, ekspert od stron internetowych, który zrozumiał moją wizję. Pojawiały się kolejne pomysły, które chociaż jeszcze nie zrealizowane albo w trakcie realizacji otwierają nowe możliwości.


Oprócz tego, miesiące zaglądania w siebie, podczas pisania porannych stron pokazały mi jak ważna jest troska o siebie samą. Jak ważne jest zarezerwowanie czasu dla siebie i ciszy. Jak ważne jest że kawa jest w ładnym kubeczku a koło mnie świeże kwiaty. Okazało się, że jestem wcale ciekawym towarzyszem. Chociaż nie poczyniłam postępów w medytacji (ciągle próbuję) to jednak podczas pisania porannych stron okazało się, że mam dość ciekawe przemyślenia.


Do zobaczenia już wkrótce na kolejnym wpisie!






31 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page